22 sierpnia 2010

BEST RAPPER ALIVE!


Lil' Wayne'a nikomu przedstawiać na bank nie muszę. Człowiek, który bardzo mocno namieszał w grze swoim przedostatnim albumem siedzi teraz niestety w pierdlu, a powinien nagrywać Cartera IV, więc FREE WEEZY i nagraj nam ziomie album ćwierćwiecza.
Tak czy inaczej, płytkę, którą dzisiaj zamierzam luźno sobie zrecenzjować uważam za najlepszą w dorobku Dwayne'a. A mowa oczywiście, o Tha Carter II.

Do samego krążka przekonałem się dopiero po drugim podejściu. Przy pierwszym nie dałem rady nawet dosłuchać tej płytki do końca. Na drugim się zajarałem, a po trzecim płytek ony wskoczył do TOP5 płyt mojego życia raczej. A czemu II jest tak genialna?

Sam nie wiem. Weezyego kocham przede wszystkim za to, że praktycznie w każdym kawałku słyszę to, jak on bawi się swoją muzyką. No, wyłączyając oczywiście traczki o poważniejszej tematyce, jak np. Tie My Hands (chociaż to z Carter'a III, ale chuj, to tylko przykład). Jaram się strasznie jego flowsami i skillsami, które na tej płytce miał prawie perfekcyjne. Tekstowo także nieraz mnie tu zaskakuje.

A bity? O mamo, podkłady jakie dojebali tutaj panowie T-Mix & Batman, The Runners czy słynny duet Cool 'N Dre to istny cud, z przegenialnym Best Rapper Alive( sampel Ironów, geez - co za pomysł, sami przyznajcie) na czele. Nie ma co się rozpisywać, po prostu czysta masakra.

Ficzuringi też - jak to w klasyku zazwyczaj jakimkolwiek - świetnie dobrane. Zadziwiająco świetnie wypadł Kurupt (nie, żebym go nie lubił, po prostu wcześniej nie wyobrażałem go sobie na płycie jakiegoś południowca, a już na pewno nie na płycie Weez'a). Bardzo też podoba mi się gościnny występ Birdmana, którego generalnie średnio lubię(no może poza Fully Loaded, 100 Million i Bossy, z tych solowych występków). Ano i o Robinie Thicke nie można zapomnieć, który również w kolejnej, trzeciej części Carter'a pokazał się z naprawdę dobrej strony. Reszta ziomków Wayne'a - bez zarzutu.

Teraz powinienem teoretycznie wypisać tu jakieś minusy, ale za chuja ich nie potrafię znaleźć. Można by się na siłę pokusić o stwierdzenie, że słuchane w kółko Mo' Fire robi się po jakimś czasie męczące, no ale to kurwa wystarczy nie słuchać tego w kółko.

15/10 albo więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz