10 sierpnia 2010

Pelson - Sensi (2005)



Uliczny rap. Wielu osobom, a już w szczególności nie fanom tego gatunku, głos jeży się na głowie, gdy usłyszą tego typu stwierdzenie. Raperzy reprezentujący ten styl często są oskarżani o ograniczenie w realizacji tematów, czy też wyznawanie dość kontrowersyjnych poglądów. Jednakże i tutaj można znaleźć perły, albumy, które przechodzą bez echa. Dlaczego tak się dzieje? Popularna etykietka, która wywołuje dwuznaczne skojarzenia, sprawia, że słuchacze z góry skreślają płytę. Podobnie jest z dziełem bohatera dzisiejszej recenzji (chociaż w jego wypadku bardziej zaważyły kiepskiej jakości klipy i polski przemysł fonograficzny, ale to temat na inny moment).
Pelson (znany wcześniej jako Pele) to członek Molesty, jednej z grup, które kładą dość duży nacisk na treści uliczne. Po nagraniu trylogii "Autentyków" z kolegą z zespołu, Vieniem, postanowił zabrać się za solowy materiał. Nagłej zmiany w poruszanych tematach nie należało się spodziewać po wydaniu "Sensi", jednak warstwa muzyczna, bity mogą powodować zdumienie.

Brzmienia tego albumu nie można jednoznacznie określić. Słuchajac "Sensi" odnajdziemy produkcje stricte hip-hopowe, funkowe, lekko jazzowe, a nawet g-funkowe. To dość ciekawe, w końcu niewielu mainstreamowych artystów (właściwie tylko 2cztery7) decyduje się promować tego typu dźwięki, a jeszcze mniej próbuje stosowac mieszanki podobne do tej na płycie Pelsona. A szkoda, bo efekt jest piorunujący. Płynnie przechodzimy od lekkich, podobnych do tych z Zachodniego Wybrzeża Stanów Zjednoczonych, rytmów, do przyjemnych, jazzowych kompozycji. DJ Seb sprawił, że każdy z dźwięków brzmi niezwykle ciekawie, odprężą i sprawia, że "Sensi" słucha się bardzo przyjemnie, szczególnie podczas letniej pogody, a podkłady Waca i Mesa (po jednym na głowę) nie powodują wrażenia niespójności w porównaniu z całością.

Jednak czy można ją ze spokojem zarzucić podczas wspólnego grillowania? W teorii tak, w końcu to niemalże g-funkowe rytmy. Lecz bardziej na taką sytuację mogą pasować inne płyty (np. "Czillen am Grillen" od Smagalaz, o której już niedługo). Dlaczego tak? Z powodu tematyki, bo oprócz luźnej, typowo wakacyjnej, nie obyło się bez treści typowo ulicznych i refleksji. W końcu, kogo nachodzi na rozmyślanie o życiu i przeszłości nad kiełbasą czy karkówką?
"Sensi" pasuje do zupełnie innych sytuacji. Siedzisz w oknie i podziwiasz to, co dzieje się akurat na ulicy? Wylegujesz się wygodnie w fotelu podczas ciepłego, letniego wieczoru i popijasz zimne piwko w samotności? Odpal album Pelsona, bo właśnie wtedy podejdzie Ci najlepiej

A co można powiedzieć o samym Pelsonie i gościach? Pan z Molesty wciąż nawija z charaktyrystycznym dla siebie stylem, mówieniem przez nos, trochę zamulasto. Ale czy nudzi? Nic podobnego, widać, że podchodzi dojrzale do numerów, zarówno do tych luźnych, jak i tych poważniejszych. Teksty zrealizowane są w naprawdę ciekawy sposób, przyciągają uwagę i sprawiają, że toniemy we własnych rozkminach, ani na chwilę nie odrywając się od płyty.
W sukurs bohaterowi recenzji przychodzą francuski raper Rocca, a także znane postacie polskiej sceny - Emil Blef i Ten Typ Mes (czyli duet Flexxip), a także Vienio, Pezet i Wigor. Oczywiście nie należy, wręcz nie wolno zapominać o paniach z numeru "Ona i On", które idealnie pasują do klimatu tegoż utworu.

Teksty i bity na "Sensi" są bardzo dobrze skomponowane. Słuchając tej płyty na pewno nie poczujecie ani chwili znużenia, bo oprócz typowych ulicznych opowieści, mamy całe garści luzu, zachwycania się nad prostymi przyjemnościami i rozmyślań nad otaczającą rzeczywistością. Jednocześnie wciąż ma się wrażenie, że Pelson podszedł do tej płyty bardzo poważnie i dojrzale. Zatem jeśli masz wolny sierpniowy wieczór, drogi słuchaczu, odpal ten album, a na pewno niejednokrotnie przyłapiesz się na uśmiechaniu się podczas tej niezwykle dopracowanej płyty. Nie pozwól, żeby "Sensi" pokryło się kurzem zapomnienia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz