20 czerwca 2011

Eminem - The Slim Shady LP (1999)



Eminem, co by nie mówić, zapisał się na trwałe nie tylko w rapie, a w muzyce w ogóle. Miliony sprzedanych egzemplarzy(w tym roku dwa diamenty, props!), niezliczone występy gościnne, udany powrót po dłuższej nieobecności, kontrowersyjne wypowiedzi, na koncie Oscar za "8 Milę" - czego chcieć więcej? Część fanów chciałaby, żeby nadal jechał swoim zakręconym stylem, ale Marshall tego nie chce. Twierdzi, że to jest przeszłością i wyrósł z szalonych zachowań. Lecz czy aby na pewno? W nowym klipie oraz w tym wywiadzie pokazuje, że poczucie humoru nadal go nie opuściło. Miejmy nadzieję, że się go nie pozbędzie. A dzisiaj powspominajmy czasy, gdzie Slim Shady było dominującym wcieleniem tego rapera.

Jest rok 1999. Dwa lata wcześniej w konkursie freestyle'owym Rap Olympics zajął drugie miejsce. Obecny tam był szef Interscope Jimmy Lovine, który pod wrażeniem umiejętności Marshalla poprosił go o jego demówkę. Później zaprezentował ją Dr. Dre. W ten sposób Eminem podpisał kontrakt w Interscope Records oraz nawiązał współpracę z producentem. Jakiś czas później wydał swój oficjalny debiut(warto pamiętać, że to bądź co bądź nie pierwszy album - w '96 wydał Infinite, które było zdecydowanie innym materiałem niż TSSLP czy późniejsze dzieła). Tak zaczęła się kariera w tej wytwórni, która trwa do dziś.

Dzieło otwiera publiczne oświadczenie ostrzegające nas, żebyśmy nie próbowali rzeczy wspominanych tutaj sami w domu, zaś sam gospodarz dodaje na końcu "Nie róbcie narkotyków". Słowa te chyba najlepiej opisują klimat krążka - mamy do czynienia z iście psychodelicznym światem rodem z kreskówek, gdzie rządzi czarny humor, a przemoc występuje częściej niż Diox ostatnio na albumach polskich raperów. Szalony i niezrównoważony Slim Shady, jedno z alter ego Eminema, przedstawia nam rzeczy, od których włos jeży się na głowie. Historia o dziewczynie, która przedawkowała grzybki("My Fault"), surrealistyczny pojedynek westernowy("Bad Meets Evil"), błyskotliwy pojedynek pomiędzy dobrą a złą stroną u ludzi("Guilty Conscience"), rozprawienie się z szkolnym prześladowcą("Brain Damage") - to tylko niektóre przykłady pokazujące, jak twórczy lirycznie był wtedy Em.

Mi szczególnie w pamięci zapadły trzy kawałki. "Role Model", gdzie rozprawia się z popularnym porzekadłem, że za wszystkie samobójstwa/zamachy/tragedie winni są muzycy, pisarze, czy filmowcy. Do tego w połączeniu z podkładem przypominającym jakbyśmy byli pod wodą(jeden z trzech autorstwa Dr. Dre) potęguje klimat. Zawarta też jest linijka skierowana w Canibusa, z którym toczy do dziś beef(i jest to obecnie jednostronny, bo tylko sam Germaine wynajduje co nowe okazje, żeby zdissować Eminema, szkoda, że takimi zagrywkami się ośmiesza). Drugi utwór to "Just Don't Give a Fuck", mój osobisty anthem i jednocześnie pokaz umiejętności rapera, gdzie punche lecą z prędkością karabinu maszynowego. Niektórym może przeszkadzać dosyć specyficzny bit - ja go kocham. Ostatni zaś to "'97 Bonnie & Clyde" będącym przerażającą historią o przejażdżce z córką i tłumaczeniu jej dlaczego wiozą matkę w bagażniku. Pokazuje też swoistą więź, jaką posiada z dzieckiem, wielokrotnie później będzie nawiązywał zarówno do niej, jak i do żony Kim.

Podkłady w większości wykonali Bass Brothers, z którymi miał przyjemność pracować podczas pracy nad Infinite i The Slim Shady EP(byli producentami wykonawczymi) oraz jak wcześniej wspominałem Dr. Dre pozostałe. Tworzą spójną całość i pozwalają się wczuć w tą mroczną, kreskówkową atmosferę. Moim zdaniem gdyby delikatnie zremasterować płytę to ze spokojem można byłoby wydać i dzisiaj.

Dla mnie to najlepsza płyta, jaką kiedykolwiek nagrał. Wszystko co wcześniej i później nagrał nie dosięga poziomu tego dzieła, serio. Te punche, te storytellingi, porównania, poczucie humoru - coś niesamowitego! Nic dziwnego, że wielu czarnych niechętnie się do niego odnosiło widząc, kto naprzeciw nim wyrasta - nie mogli znieść, że kot z takimi umiejętnościami jest... biały. Szkoda tylko, że obecnie wybiera gorsze podkłady, ale cóż zrobić? Ważne, że flow i lirykę ma nadal jedną z najlepszych obecnie.


9/10

P.S. Trochę czasu minęło od ostatniego wpisu, zatem powiem krótko - uderzamy znowu, postaramy się, żeby już więcej nie było takich poślizgów(i mniej brudnego południa HE POZDRO DOX).