1
grudnia 2012 – w tym dniu każdy fan niskobudżetowych filmów czuł
się spełniony(w tym autor bloga). Było wszystko – filmy,
zapowiedzi „nowych hitów mrożących krew w żyłach”, Jason,
książki, a nawet i mankamenty. Ale po kolei. Gdy przybyłem na
miejsce zastałem raczej pustkę – oprócz organizatorów i gościa
to były 4 osoby, w tym ja. Największa zresztą obawa leżała we
frekwencji. W Polsce ogólnie kino klasy B nie należy do popularnych
i nadal funkcjonuje stereotyp filmów niepotrzebnych, bezmózgich,
skierowane do ludzi z niskim poczuciem gustu. Nic bardziej mylnego –
kino to nieraz wpływało zarówno na gatunki, jak i na filmowców,
żeby wspomnieć o Tarantino, który praktycznie w każdym filmie
składa hołd grindhouse'owym wynalazkom. Zresztą festiwale i
eventy organizowane w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych
pokazują rozmiar fanbase'u tychże okazów oraz docenienie pracy
osób uczestniczących podczas kręcenia. Żeby tylko wspomnieć o
„Nocy Żywych Trupów”, „Martwe Zło”, „Teksańska Masakra
Piłą Łańcuchową”, „Szybciej Koteczku, Zabij! Zabij!”.
Na
szczęście nie było tak źle. Sala była całkiem nieźle
zapełniona, zaś krótko po 22 wszedł z piwem na scenę Michał
„Lobo” Glapiak – główny animator tego wydarzenia. Po
powitaniu rzucił pytanie czy ktoś ma otwieracz. Kilku wstało, żeby
mu pożyczyć, gdy WTEM, wszedł Jason znany z serii „Piątek
Trzynastego” i jednym uderzeniem maczety otworzył butelkę. Lobo
podziękował i oficjalnie uznał „Horror Atak” za
rozpoczęty. Dodał też, że ma nadzieję zrobić cykliczną
imprezę, co miesiąc będziemy się tu spotykać, by delektować się
klasykami z całego świata. Wygodnie rozsiedliśmy się w fotelach i
zaczęło się – światła zgasły, projekcja rozpoczęta.
Pierwszy
film, który otwierał imprezę, był „Piję Twoją Krew” z 1970
r. To historia pewnej satanistycznej grupy hipisów(mocno
inspirowanej Rodziną Mansona) przybywająca do miasteczka w
poszukiwaniu jedzenia i lokum. Sprawiają problemy, dlatego lokalny
doktor postanawia ich pouczyć, co się kończy dla niego marnie –
zostaje pobity i podają mu LSD. Wnuk chce zemsty, dlatego odszukuje
zbłąkanego psa z wścieklizną i zabija go ze strzelby, a następnie
pobiera z niego krew i podaje do ciastek. Efekty są takie, że
hipisi zmieniają się w grupę zombi i zaczynają polowanie na
mieszkańców.
Pierwsza
rzecz, która się rzuca, to brutalność wylewająca się z ekranu,
co jest dla mnie zaskoczeniem(sic) zważywszy, gdy weźmie się pod
uwagę fakt, w którym roku nakręcono. Można to nazwać jako
przedsmak tego, co zaprezentują kilka lat później Tobe Hooper, Wes
Craven czy Sam Raimi. O następnych rzeczach trudno mówić,
poważnie. To trzeba samemu zobaczyć, żeby uwierzyć. Myślicie, że
brednie wypowiadane przez Bela Lugosiego w „Glen i Glenda” albo
śmierć Maryny/Julii w „Wilczycy” były szczytem kiczu,
nieporozumienia, ogółem – mindfucku? To co powiecie na lidera
grupy – Horace, który świetnie nadawałby się w Mortal Kombat?
Rollo, jeden z pomagierów, za parę lat odnoszący sukces jako lider
Boney M.? Azjatka będąca geniuszem kunsztu aktorskiego(motyw:
szykuje się do zabicia pewnej kobiety, gdy WTEM, zajeżdża jej
auto, z którego wysiada facet, patrzą się na siebie(ma to sens),
koleś biegnie do zagrożonej bidulki, a Azjatka co na to - stoi i
bezczynnie się gapi)? No i jak nie zapomnieć o chłopcu jako geniuszu zła i podstępu. Obrazy makabreski mieszają się z czarnym
humorem oraz błędami realizacyjnymi(wypadająca tekturowa ściana
nie wyglądała tak przekonująco od czasów filmów Ed Wooda). Obraz
ten ma naprawdę dużą wartość rozrywkową – czas spędzony ze
znajomymi nie będzie na pewno zmarnowany. Muzyka potęguje ten
„straszny” i „przerażający” klimat, zaś końcowej
strzelaniny nie powstydziłby się sam Peckinpah. Podczas seansu tu i
ówdzie dało się odczuć specyficzny klimat takich imprez – co
rusz rzucane były skojarzenia z postaciami/sytuacjami, były żywe
reakcje na sceny, wręcz oklaski w niektórych momentach. Na koniec
film został przyjęty dużymi brawami. To samo mówi za siebie. Na
początku zdarzyła się też wpadka – ktoś chyba nie wykupił
licencji na program DVD, przez co po 15 min. były przerwy techniczne
i próba(zresztą pomyślna) uratowania seansu, co jeszcze bardziej
spotęgowało klimat imprez filmów klasy B.
Po
filmie nastąpiły trailery – jak można nie czekać na takie
hiciory, jak: „The Executioner”, „Humongous”, „TheJezebel”. Będę przynajmniej wiedział, co sprawdzić w
najbliższym czasie.
Po
20 min. od pierwszego filmu puszczono drugi zapowiedziany - „Martwe
Zło”, klasyk lat '80. Przygody Asha nie są tajemnicą, ale jeżeli
jakimś cudem żyliście pod skałą i nie słyszeliście o tym
tytule spieszę z pomocą. Mamy grupę nastolatków wyjeżdżająca
na odpoczynek do wynajmowanego domku w lesie. Wszystko przebiega
sprawnie, gdy w pewnym momencie znajdują w piwnicy odtwarzacz z
taśmą, strzelbę oraz Necronomicon – Księgę Śmierci. Podczas
słuchania dowiadują się, że mieszkał tutaj profesor, który
zajmował się tłumaczeniem tejże Księgi. Pozwala ona przyzywać
złe duchy mogące przejmować kontrolę nad ludźmi. Na
nieszczęście(i głupotę) grupy przyzywają uśpione demony i
zaczyna się walka o przetrwanie.
Obejrzeć
ten film, to jedno. Zobaczyć go w kinie – to już inna rzecz.
Wypadł iście piorunująco. W przeciwieństwie do poprzedniego
obrazu, tutaj było pełne skupienie, czasem były śmiechy.
Tajemnicą nie jest, że ten film POTRAFI przerazić – wszelkie
transformacje opętanych osób, atmosfera bycia daleko od cywilizacji
w opustoszałym lesie, hałasy. Bruce Campbell dopiero pokazuje, co
umie, jeszcze nie ma słynnych „Groovy”, „Who's laughing
now?!”, ale i tak nie jest źle. Reszta też bez zarzutu. Efekty
specjalne – jak na niskobudżetowy film zaskakująco dobre. Styl
kręcenia scen niespotykany, zresztą to stało się znakiem firmowym
Raimiego, np. kręcenie „do tyłu”, widok z pierwszej osoby
duchów, stop-motion.
Po
wszystkim nastąpiły oklaski. Michał podziękował wszystkim za
przybycie, zaprosił na następny raz i polecił śledzenie
informacji na jego stronie na Facebooku. Byłem na tym razem z 9
grupą i wszyscy poczuliśmy, że nasze mózgi wysiadły, a
jednocześnie byliśmy mocno zadowoleni z tej imprezy. Zresztą po
reakcjach publiczności nie tylko my mieliśmy takie wrażenie. Czy
jest potrzebny taki festiwal? Zdecydowanie tak, i wierzę, że Horror
Atak stanie się jednym z głośniejszych wydarzeń filmowych w
Poznaniu, a może i też w Polsce. Mam nadzieję, że będzie też
możliwość zaproszenia gości filmowych.
A,
właśnie, goście. Przed i w czasie seansu można było porozmawiać
z Piotrem Sawickim, autorem książki „Odrażające, brudne, złe –
100 filmów gore” poświęcone filmom krwawym. Był całkiem
sympatycznym i widać było, że wie o czym mówi. Zresztą widząc
tytuły dzieł zawartych w liście byłem pod niemałym wrażeniem –
jest miejsce m.in. na „August Underground”, „Men Behind the
Sun”, „Ichi the Killer”, nasz rodzimy „Diabeł”, a nawet...
„Pasja”. Z początku absurdalny, po przeczytaniu zrozumiałem
jednak, że nie znalazł się przypadkowo. Nie przeczytałem jeszcze
całości, ale co mnie już cieszy to to, że znalazł się wreszcie
ktoś, kto spróbował zebrać do kupy ten specyficzny gatunek, jakim
jest gore i opisać najsłynniejsze przykłady. Jest skierowany
zarówno dla weteranów tego gatunku(są pozycje niekoniecznie
szeroko znane), jak i nowicjuszy, którzy chcą wgryźć się w ten
chory i zasyfiony świat.