14 września 2010

Ugly Duckling - Live at Eskulap


Witajcie po mojej krótkiej niespodziewanej przerwie. Przez szkołę nie miałem zbytnio czasu na napisanie nowego posta, tak więc ruszamy z tym. Zacznę od relacji z koncertu jednej z popularniejszych grup rapowych reprezentujących podziemie prosto z Kalifornii - Ugly Duckling. Występ miał miejsce 4 września w klubie Eskulap. Ogólnie kilka śmiesznych i ciekawych rzeczy było.

Pierwszym odkryciem był widok paru "już-w-stanie-wskazującym" ludzi, który mocno mnie urzekł. Czekając przed wejściem podsłuchałem z rozmowy organizatora z jednym kolesiem, że jednocześnie na piętrze odbędzie się... wesele. Nie kłamał - samochody co jakiś czas zajeżdżały pod klub i wychodzili z nich ludzie ubrani wieczorowo z prezentami. Widok zaprawdę niecodzienny. Gdy wreszcie dostałem się do środka, już DJ zaczął grać set. Całkiem sympatyczny, szczególnie później, gdy dołaczył drugi DJ i koleś jadący na bongosach. Można było usłyszeć niektóre znane kawałki, m.in. Ultramagnetic MC's, Onyx, A Tribe Called Quest. Jednocześnie niektórzy z publiki okazali się być b-boy'ami(była nawet jedna b-girl!) i tańczyli pod rytm muzyki. Imponujące to było, poczułem się jakbym cofnął się do końca lat '80, czyli złotej ery. W pewnym momencie jeden z b-boy'ów chciał wejść, gdy nagle jakiś koleś zrobił rozgwiazdę i walnął nogami w głowę.

Gdzieś o 23:55, dwie godz. po wpuszczeniu wyszła grupa. Od razu wzięli się do roboty, nigdzie nie zauważyłem, żeby zabrakło im energii nawet przez chwilę. Byli b. zadowoleni z reakcji publiki. Miały też miejsca interesujące przypadki. Pierwsza była w momencie, gdy chcieli zaprosić dziewczynę na scenę, do numeru w stylu "Randka w ciemno"(nie chodzi o "A Little Samba" jakby co). Dizzy wskazał na blondynkę znajdującą się obok mnie, która okazała się być razem z chłopakiem. Po prośbach raper skwitował kolesiowi "Well, fuck you". W nagrodę Dizzy dostał środkowy palec wymierzony w niego plus obrażona mina waćpana do końca koncertu. Niespodziewanie na scenę wszedł nieznajomy jegomość, który... odpiął spodnie i pokazał dupę członkom Ugly Duckling. Na reakcję nie trzeba było długo czekać - jeden z ochroniarzy(było ich AŻ dwóch) zaczął go ścigać i niewiadomo jak się to zakończyło.

Następnie chcieli zaprosić człowieka robiącego freestyle. Wzięli Dariusza(pozdro), który wyglądał niepewnie, zresztą publika zaczęła skandować "ROZBIERZ SWETER", no i się rozpoczęło. Po wykonaniu swoich partii wersów Andy i Dizzy dali pole do popisu kolesiowi. Ogólnie był to bełkot i wyszła że tak powiem kupa. SPOKO. Przynajmniej można było się uśmiać.

A co wykonała grupa? Znane hiciory, m.in. "A Little Samba", "Turn It Up", "I Did It Like This", "La Recolucion", "Einstein's on Stage". Fajne też były pytania Andy'ego o oldschool, żonglerka mic'ami, czy opowieść o złotym łańcuchu Einstein'a. Rozdali też koszulkę oraz na koniec 3 czteropaki piwa. To ostatnie było w pewnym sensie zadośćuczynieniem dla fanów, bowiem Dizzy i spółka nie zagrali bisu przez częste problemy z mikrofonami. Po koncercie zbiłem pionę z Andy'im i zwinąłem się do domu.

Podsumowując był to świetny koncert z dobrą atmosferą z małym zgrzytem w postaci problemów technicznych, co nie przeszkodziło odbiorze występu. Kipiało energią, zajawką, radością z grania. Niejedna ekipa może im pozazdrościć tych cech. Zaliczam do dużych pozytywów tego roku.

12 września 2010

Ten Toes Down


Duet 8Ball i MJG znany słuchaczom Południa jest od lat wielu. Dwa klasyki z Memphis, siedzący w tym gównie już ok. 17(!) lat, w 2010 roku uraczyli nas kolejnym krążkiem. Co z tego wyszło?

Wyszła płyta D-O-J-E-B-A-N-A w każdym praktycznie calu. Całość buja niemożliwie, pod tym względem to pewne TOP5 tego roku. Zarówno Premrose jak i Marlon rozjebali mnie całkowicie swoimi głosami(zwłaszcza ten pierwszy) i flowsami ( tu bardziej ten drugi), które współgrając z bitem dają niesamowicie tłustą mieszankę.

Produkcyjnie to oczywiście też miazga, ale czego innego możnaby się spodziewać po takich ksywkach jak Drumma Boy czy David Banner. Solidne bujacze, żadnego zamulania, poezja po prostu. NO.

Goście dograli też konkretne zwrotki. Nawet Soulja Boy nawinął naprawdę na poziomie i fajnie urozmaicił kawałek Fuck U Mean. 16stka Lil Boosiego również brzmi dla mnie konkretnie, mimo, że jakoś nigdy nie mogłem się do niego przekonać. O występach takich kotów jak Slim Thug, T.I. czy Bun B nawet chyba wspominać nie muszę, bo wiadomo, że zniszczyli wszystko też.

Generalnie fani tego maksymalnie bujającego, grubego w chuj południowego brzmienia powinni piać z zachwytu. Fani truskulu czy w sumie czegokolwiek innego nie mają tutaj w sumie czego szukać. Jako, że do pierwszych się zaliczam, to płytce z czystym sumieniem mogę dać ocenę 9/10. Choć obiektywnie patrząc, krążek powinien zaliczyć jakieś 5-6/10, ze względu na brak różnorodniści. Ale w sumie, to chuj z nią.