03 grudnia 2012

„Horror Atak” - relacja



1 grudnia 2012 – w tym dniu każdy fan niskobudżetowych filmów czuł się spełniony(w tym autor bloga). Było wszystko – filmy, zapowiedzi „nowych hitów mrożących krew w żyłach”, Jason, książki, a nawet i mankamenty. Ale po kolei. Gdy przybyłem na miejsce zastałem raczej pustkę – oprócz organizatorów i gościa to były 4 osoby, w tym ja. Największa zresztą obawa leżała we frekwencji. W Polsce ogólnie kino klasy B nie należy do popularnych i nadal funkcjonuje stereotyp filmów niepotrzebnych, bezmózgich, skierowane do ludzi z niskim poczuciem gustu. Nic bardziej mylnego – kino to nieraz wpływało zarówno na gatunki, jak i na filmowców, żeby wspomnieć o Tarantino, który praktycznie w każdym filmie składa hołd grindhouse'owym wynalazkom. Zresztą festiwale i eventy organizowane w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych pokazują rozmiar fanbase'u tychże okazów oraz docenienie pracy osób uczestniczących podczas kręcenia. Żeby tylko wspomnieć o „Nocy Żywych Trupów”, „Martwe Zło”, „Teksańska Masakra Piłą Łańcuchową”, „Szybciej Koteczku, Zabij! Zabij!”.



Na szczęście nie było tak źle. Sala była całkiem nieźle zapełniona, zaś krótko po 22 wszedł z piwem na scenę Michał „Lobo” Glapiak – główny animator tego wydarzenia. Po powitaniu rzucił pytanie czy ktoś ma otwieracz. Kilku wstało, żeby mu pożyczyć, gdy WTEM, wszedł Jason znany z serii „Piątek Trzynastego” i jednym uderzeniem maczety otworzył butelkę. Lobo podziękował i oficjalnie uznał  „Horror Atak” za rozpoczęty. Dodał też, że ma nadzieję zrobić cykliczną imprezę, co miesiąc będziemy się tu spotykać, by delektować się klasykami z całego świata. Wygodnie rozsiedliśmy się w fotelach i zaczęło się – światła zgasły, projekcja rozpoczęta. 

Pierwszy film, który otwierał imprezę, był „Piję Twoją Krew” z 1970 r. To historia pewnej satanistycznej grupy hipisów(mocno inspirowanej Rodziną Mansona) przybywająca do miasteczka w poszukiwaniu jedzenia i lokum. Sprawiają problemy, dlatego lokalny doktor postanawia ich pouczyć, co się kończy dla niego marnie – zostaje pobity i podają mu LSD. Wnuk chce zemsty, dlatego odszukuje zbłąkanego psa z wścieklizną i zabija go ze strzelby, a następnie pobiera z niego krew i podaje do ciastek. Efekty są takie, że hipisi zmieniają się w grupę zombi i zaczynają polowanie na mieszkańców.

Pierwsza rzecz, która się rzuca, to brutalność wylewająca się z ekranu, co jest dla mnie zaskoczeniem(sic) zważywszy, gdy weźmie się pod uwagę fakt, w którym roku nakręcono. Można to nazwać jako przedsmak tego, co zaprezentują kilka lat później Tobe Hooper, Wes Craven czy Sam Raimi. O następnych rzeczach trudno mówić, poważnie. To trzeba samemu zobaczyć, żeby uwierzyć. Myślicie, że brednie wypowiadane przez Bela Lugosiego w „Glen i Glenda” albo śmierć Maryny/Julii w „Wilczycy” były szczytem kiczu, nieporozumienia, ogółem – mindfucku? To co powiecie na lidera grupy – Horace, który świetnie nadawałby się w Mortal Kombat? Rollo, jeden z pomagierów, za parę lat odnoszący sukces jako lider Boney M.? Azjatka będąca geniuszem kunsztu aktorskiego(motyw: szykuje się do zabicia pewnej kobiety, gdy WTEM, zajeżdża jej auto, z którego wysiada facet, patrzą się na siebie(ma to sens), koleś biegnie do zagrożonej bidulki, a Azjatka co na to - stoi i bezczynnie się gapi)? No i jak nie zapomnieć o chłopcu jako geniuszu zła i podstępu. Obrazy makabreski mieszają się z czarnym humorem oraz błędami realizacyjnymi(wypadająca tekturowa ściana nie wyglądała tak przekonująco od czasów filmów Ed Wooda). Obraz ten ma naprawdę dużą wartość rozrywkową – czas spędzony ze znajomymi nie będzie na pewno zmarnowany. Muzyka potęguje ten „straszny” i „przerażający” klimat, zaś końcowej strzelaniny nie powstydziłby się sam Peckinpah. Podczas seansu tu i ówdzie dało się odczuć specyficzny klimat takich imprez – co rusz rzucane były skojarzenia z postaciami/sytuacjami, były żywe reakcje na sceny, wręcz oklaski w niektórych momentach. Na koniec film został przyjęty dużymi brawami. To samo mówi za siebie. Na początku zdarzyła się też wpadka – ktoś chyba nie wykupił licencji na program DVD, przez co po 15 min. były przerwy techniczne i próba(zresztą pomyślna) uratowania seansu, co jeszcze bardziej spotęgowało klimat imprez filmów klasy B.

Po filmie nastąpiły trailery – jak można nie czekać na takie hiciory, jak: „The Executioner”, „Humongous”, „TheJezebel”. Będę przynajmniej wiedział, co sprawdzić w najbliższym czasie.

Po 20 min. od pierwszego filmu puszczono drugi zapowiedziany - „Martwe Zło”, klasyk lat '80. Przygody Asha nie są tajemnicą, ale jeżeli jakimś cudem żyliście pod skałą i nie słyszeliście o tym tytule spieszę z pomocą. Mamy grupę nastolatków wyjeżdżająca na odpoczynek do wynajmowanego domku w lesie. Wszystko przebiega sprawnie, gdy w pewnym momencie znajdują w piwnicy odtwarzacz z taśmą, strzelbę oraz Necronomicon – Księgę Śmierci. Podczas słuchania dowiadują się, że mieszkał tutaj profesor, który zajmował się tłumaczeniem tejże Księgi. Pozwala ona przyzywać złe duchy mogące przejmować kontrolę nad ludźmi. Na nieszczęście(i głupotę) grupy przyzywają uśpione demony i zaczyna się walka o przetrwanie.

Obejrzeć ten film, to jedno. Zobaczyć go w kinie – to już inna rzecz. Wypadł iście piorunująco. W przeciwieństwie do poprzedniego obrazu, tutaj było pełne skupienie, czasem były śmiechy. Tajemnicą nie jest, że ten film POTRAFI przerazić – wszelkie transformacje opętanych osób, atmosfera bycia daleko od cywilizacji w opustoszałym lesie, hałasy. Bruce Campbell dopiero pokazuje, co umie, jeszcze nie ma słynnych „Groovy”, „Who's laughing now?!”, ale i tak nie jest źle. Reszta też bez zarzutu. Efekty specjalne – jak na niskobudżetowy film zaskakująco dobre. Styl kręcenia scen niespotykany, zresztą to stało się znakiem firmowym Raimiego, np. kręcenie „do tyłu”, widok z pierwszej osoby duchów, stop-motion.

Po wszystkim nastąpiły oklaski. Michał podziękował wszystkim za przybycie, zaprosił na następny raz i polecił śledzenie informacji na jego stronie na Facebooku. Byłem na tym razem z 9 grupą i wszyscy poczuliśmy, że nasze mózgi wysiadły, a jednocześnie byliśmy mocno zadowoleni z tej imprezy. Zresztą po reakcjach publiczności nie tylko my mieliśmy takie wrażenie. Czy jest potrzebny taki festiwal? Zdecydowanie tak, i wierzę, że Horror Atak stanie się jednym z głośniejszych wydarzeń filmowych w Poznaniu, a może i też w Polsce. Mam nadzieję, że będzie też możliwość zaproszenia gości filmowych.

A, właśnie, goście. Przed i w czasie seansu można było porozmawiać z Piotrem Sawickim, autorem książki „Odrażające, brudne, złe – 100 filmów gore” poświęcone filmom krwawym. Był całkiem sympatycznym i widać było, że wie o czym mówi. Zresztą widząc tytuły dzieł zawartych w liście byłem pod niemałym wrażeniem – jest miejsce m.in. na „August Underground”, „Men Behind the Sun”, „Ichi the Killer”, nasz rodzimy „Diabeł”, a nawet... „Pasja”. Z początku absurdalny, po przeczytaniu zrozumiałem jednak, że nie znalazł się przypadkowo. Nie przeczytałem jeszcze całości, ale co mnie już cieszy to to, że znalazł się wreszcie ktoś, kto spróbował zebrać do kupy ten specyficzny gatunek, jakim jest gore i opisać najsłynniejsze przykłady. Jest skierowany zarówno dla weteranów tego gatunku(są pozycje niekoniecznie szeroko znane), jak i nowicjuszy, którzy chcą wgryźć się w ten chory i zasyfiony świat.