09 sierpnia 2010

Captain Beefheart & his Magic Band - Trout Mask Replica (1969)


1969 przeszedł jako jeden z ważniejszych roków jeżeli chodzi o muzykę. Wtedy to wydano takie wiekopomne dzieła jak: "Ummagumma" Pink Floyd, "Tommy" The Who, "The Velvet Underground" The Velvet Underground czy "Stand!" Sly & the Family Stone. Dzisiaj napiszę jednak o albumie, który wyróżniał się w tamtym czasie i pozostaje do dziś jednym z najbardziej oryginalnych krążków. "Trout Mask Replica" zapisał się w historii jako wytyczna dla wielu artystów i gatunków muzycznych. To dzięki niemu dało zalążki takim gatunkom, jak post-punk, alternatywny rock, czy rock eksperymentalny.

Co takiego ma w sobie, że zasłużył sobie na 58 miejsce w liście 500 najlepszych albumów ever wg Rolling Stone? Przede wszystkim unikalne i ponadczasowe brzmienie. Don Van Vilet(prawdziwe imię i nazwisko Kapitana) postanowił stworzyć prawdziwy kolaż niespotykanych wcześniej dźwięków i odgłosów. Gdyby przeciętny Kowalski usłyszał pierwsze minuty nagrania zapewne przerwałby odtwarzanie, pozbył się jak najdalej tej płyty i jak najszybciej starałby się zapomnieć, że takie coś słuchał. To połączenie blues'a, awangardy i free jazz'u, które wyewoluowało w chaotyczną, abstrakcyjną zbieraninę emocji - niepewności, strachu, tajemniczości z dużą dozą surrealizmu i specyficznego poczucia humoru.

Sam Don śpiewa i wygłasza swoje poezje, które w połączeniu z muzyką jego zespołu tworzą atmosferę pracy Pabla Picassa albo Wassily Kandinskiego nad ich obrazami. W pierwszym utworze zaprasza nas do swojej krainy i zapewnia, żebyśmy się nie bali.Od tego momentu nie ma odwrotu, musimy przejść tą psychodeliczną podróż pełną niespodziewanych odgłosów, szmerów, zakłóceń. "Dachau Blues" traktuje o II wojnie światowej i cierpieniu, jakie przeżywali Żydzi w obozach koncetracyjnych. Powiem szczerze, że jest to straszny utwór m.in. też dlatego, że w pewnym momencie wokal jest ledwo słyszalny przez instrumenty, jakby próbował wołać o pomoc, szukać ratunku, ujścia przy ostatnich chwilach życia. Naprawdę przerażający, a to i tak czubek góry lodowej. Co powiecie na "Dali's Car" i interpretacja, jak brzmiałby samochód słynnego artysty? Albo na wstawki "Hair Pie" podzielony na dwie części i będący czystą improwizacją przywodzącą na myśl Ornette'a Colemana i Johna Coltrane'a? "The Blimp" nagrane w dość oryginalny sposób(jeden z muzyków dzwoni do studia producenta i wygłasza w ten sposób tekst)? "Veteran's Day Poppy" jako manifest antywojenny? Jedno trzeba przyznać - Kapitan Wołowe Serce potrafił pisać oryginalnie na każdy temat oraz był ewenementem w latach '60 i później.

Produkcją zajął sie słynny muzyk rockowy i jazzowy Frank Zappa, bliski znajomy Don'a. Choć na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie niechlujnie wykonanej, bez ładu i składu, to po kilkukrotnym przesłuchaniu docenia się pracę producenta. Problemem może też być to, że zarówno wcześniejsze, jak i późniejsze dzieła Magicznego Bandu są lepiej zmasterowane i jak wcześniej wspomniałem, taki styl zapewne nie spodoba się pierwszemu lepszemu słuchaczowi, a i nawet ci troszkę bardziej osłuchani ludzie będą mieli problemy z wytrzymaniem do końca. Muzycznie - wybornie, prawdziwa uczta dla tych, co lubią zarówno klimaty blues'owe al'a Robert Johnson, jazz spod znaku Colemana, jak i awangardy. Jest miejsce na takie instrumenty jak saksofon, klarnet basowy, gitary elektryczne, czy flet.

Szczerze powiem, że jest to chyba najbardziej popierdolony album jaki w życiu słyszałem, bez kitu. Nikt wcześniej i raczej nikt później nie urwie mi tak porządnie głowy, jak te wydawnictwo. Ktoś, kto choć troszkę zna się na malarstwie surrealistycznym i abstrakcyjnym znajdzie różnorakie smaczki. Jako końcową zachętę przytoczę wypowiedź Matta Groeninga, twórcy serialu animowanego "Simpsons": "Gdy pierwszy raz słyszałem Trout Mask Replica, miałem 15 lat i myślałem, że to była najgorsza rzecz jakiej kiedykolwiek słuchałem. Mówiłem do siebie, oni nawet się nie starają! To była po prostu bezładna kakofonia. Potem posłuchałem tego dwa razy, ponieważ nie mogłem uwierzyć, że Frank Zappa zrobiłby to mnie – i ponieważ podwójny album kosztuje dużo pieniędzy. Za trzecim razem zrozumiałem, że oni robią to celowo; oni chcieli aby to brzmiało dokładnie w ten sposób. Za szóstym czy siódmym razem, zaskoczyłem i pomyślałem, że to był najlepszy album jaki kiedykolwiek słyszałem."


8,5/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz